O traumie kolektywnej

Gdy wszyscy boimy się tak samo

Jesteśmy gatunkiem społecznym i to właśnie w społecznościach i poprzez społeczności wydarza się nasze zdrowienie. To dzięki ludziom wokół nas możliwe jest przejście przez wiele życiowych kryzysów i katastrof. Relacje są naszym najważniejszym buforem osłabiającym negatywne konsekwencje doświadczonych traum.  Trauma zaś – jak pisał Bessel van der Kolk – „bierze się z poczucia bycia niewidzianymi i niesłyszanymi” (Peter Levine opisał to zaś jako „nieobecność empatycznego świadka”). 

Zdarza się jednak i tak, że tragedie i katastrofy nie dotykają tylko pojedynczych jednostek, a całe grupy społeczne lub terytoria. Miasto/miejscowość/region dotknięte zostają powodzią, trzęsieniem ziemi, plagą, epidemią, bombardowaniem lub atakiem terrorystycznym; konkretna etniczna społeczność jest sukcesywnie zastraszana, prześladowana lub w sposób systemowy wymordowywana; w szkole dochodzi do strzelaniny; w kopalni wydarzają się śmiertelne w skutkach wstrząsy itp. itd. 

Trauma kolektywna to zdarzenie lub sytuacja, które dotyka całych populacji, społeczności, kultur lub grup zamieszkujące ten sam obszar. I tak jak trauma jednostkowa wpływa destabilizująco na doświadczającą jej jednostkę, tak trauma kolektywna dezorganizuje nas kolektywnie. Rozpadamy się w jej konsekwencji nie tylko wewnętrznie, gwałtownemu rozpadowi ulega też  tkanka społeczna, która zapewniała nam do tej pory poczucie stabilności i przewidywalności. Zaburzeniu ulega dający nam oparcie rytm dnia, znikają okazje lub przestrzenie do spontanicznych spotkań, rozmowy dotyczą już tylko tematu kolektywnej katastrofy/tragedii/straty (nie ma w nich już przestrzeni na inne ważne dla nas sprawy). Odporność psychiczna, którą budowaliśmy poprzez ludzi i wraz z ludźmi, ustępuje miejsca osamotnieniu i zagubieniu.

„Mamy układy nerwowe zaprojektowane tak, by mogły partycypować w życiu innych układów nerwowych” – powiedział Peter Levine w rozmowie z Thomasem Hublem. Są też one wyjątkowo skłonne do zarażania się stanami emocjonalnymi innych. Dotyka nas to w obie strony – zarówno w kierunku coraz większego wyregulowania, jak i rozszerzającego się na coraz więcej osób stanu wewnętrznego chaosu. W konsekwencji traumy kolektywnej  doświadczamy niemal automatycznie zwielokrotnionej na ilość objętych traumą osób spirali emocjonalnego rozregulowania. Trudno nam szukać oparcia wśród bliskich (lub innych osobach, do których zwyczajowo zgłosilibyśmy się po pomoc), gdyż wszyscy wokół nas – również go potrzebują. W sytuacji kolektywnej traumy ludzie wchodzą wzajemnie w rezonans lęku, zagubienia, wściekłości lub bezsilności. Dobitnie pokazała nam to sytuacja pandemii: na jej początkowych (i nie tylko) etapach napięcie, lęk, przerażenie i wewnętrzny chaos udzielało się wszystkim bez wyjątku (również i tym, którzy z racji ról społecznych i zawodowych zajmowali się leczeniem/wsparciem psychologicznym osób dotkniętych chorobą/żałobą/kryzysem związanym z pandemią). 

Jakie konsekwencje niesie ze sobą trauma kolektywna?

Każdy z nas na przeżytą traumę –  nawet tę o charakterze masowym – zareaguje inaczej, każdy z nas bowiem ma inną historię wcześniejszych zranień i traumatyzacji, inne czynniki buforujące negatywne konsekwencje traumy i inną sieć wsparcia po zdarzeniu traumatycznym. Możemy jednak mówić o pewnych szczególnych cechach charakterystycznych towarzyszących traumatyzacji o charakterze kolektywnym. Poniżej opiszę Wam kilka z nich.

Każda trauma zaburza nasze poczucie bezpieczeństwa. Jeśli zostaliśmy napadnięci na parkingu centrum handlowego, możemy jeszcze długo później czuć niepokój nawet wtedy, gdy znajdujemy się w sytuacji zupełnie bezpiecznej. U osoby z doświadczeniem traumy (obiektywny) stan bezpieczeństwa rozjeżdża się bowiem gwałtownie z (subiektywnym) poczuciem bezpieczeństwa. By zdrowieć, osoba ta może jednak powoli, małymi krokami uczyć siebie i swój układ nerwowy, że parkingi są zazwyczaj bezpieczne i że nie zawsze jej subiektywne poczucie zagrożenia odpowiada realności zewnętrznej (o odzyskiwaniu poczucia bezpieczeństwa po traumie szykuję dla Was odrębny tekst). W przypadku traumy kolektywnej stan zagrożenia i poczucie zagrożenia zlewają się jednak w jedno. Gdziekolwiek się bowiem nie rozejrzymy docierają do nas informacje o (obiektywnym) zagrożeniu (kolejnych zarażonych wirusem osobach, nadchodzącym bombardowaniu, nie dających się zanegować przejawach kryzysu klimatycznego etc.). Strach  przed niebezpieczną sytuacją zewnętrzną zostaje wewnętrznie zwielokrotniony poprzez nasze subiektywne, wewnętrzne poczucie zagrożenia. Nie znajdujemy schronienia i ukojenia już nigdzie, ani w świecie na zewnątrz ani też tym wewnętrznym, psychologicznym. Trauma kolektywna, jak żadna inna, odcina nas tym samym od źródeł naszej stabilności i przewidywalności. Dodatkowo też – nawet gdy bezpośrednie zagrożenie mija – nasze wewnętrzne poczucie zagrożenia spotyka się z poczuciem zagrożenia, które (współpracy)odczuwamy w osobach wokół, co jeszcze bardziej utrudnia nam powrót do emocjonalnego stanu sprzed traumy. 

Większość osób, które doświadczyły traumy kolektywnej może być też poważnie i permanentnie przeciążona poznawczo i somatycznie. Ich układy nerwowe są bowiem nieustannie zajęte równoczesnym przetwarzaniem straty (a żałoba jest dla nas jednym z najbardziej energochłonnych psychologicznych procesów), oswajaniem się z poczuciem zagrożenia, ale też adaptacją do zupełnie nowej rzeczywistości (np. odnajdowania się w życiu na uchodźstwie). Jesteśmy często w efekcie traumy kolektywnej zmęczeni do nieprzytomności i równocześnie mocno wystraszeni swoim zmęczeniem (przecież tak bardzo potrzebujemy energii, by radzić sobie z nowym).

Trauma kolektywna nadwątla też nasze poczucie tożsamości. To, kim jesteśmy definiowane jest mocno poprzez nasze relacje, nasze otoczenie, nasze nawyki, nawet naszą rutynę dnia, a nawet nasze środowisko fizyczne. Gdy nasze stare życie rozpada się niczym domek z kart, gubimy się mocno sami w sobie. „Czy nadal jestem sobą, jeśli w jednej chwili straciłem swój dom, swoją rodzinę i wszystkie plany na przyszłość?”, „czy ja bez możliwość codziennego treningu na siłowni to nadal ja?”, „czy jestem sobą, jeśli w nowym kraju nie mogę wykonywać swojego zawodu?” itp. itd. Im zaś bardziej rozchwiane filary naszej tożsamości, tym mniejsze w nas pokłady odporności psychicznej (i koło rozregulowania się zamyka).

Trauma kolektywna odcina nas też – jak żadna inna – od poczucia sprawczości i kompetencji (co wiąże się w dużym stopniu z zagubieniem w obszarze opisanej powyżej tożsamości). Osoby, których życie indywidualne i kolektywne zostało nagle zburzone, mogą doświadczać ograbienia z tego, co dawało im siłę, zarówno w wymiarze materialnym, jak i psychologicznym. Trauma kolektywna to szereg utrat – fizycznych, społecznych, emocjonalnych, przy jednoczesnej niemożności skompensowania tych utrat czymkolwiek nowym i stabilnym. Człowiek dotknięty traumą kolektywną to zatem (potencjalnie) ktoś, kto stracił łączność z tym, co wcześniej było źródłem jego mocy (i swoimi zasobami). 

Kolektywne tragedie sprzyjają też tworzeniu się w społeczności/grupie kolektywnych przekonań (np. „nie ufajmy narodowości X”), mitów (np. „powódź to kara za naszą pychę”), tematów tabu (np. milczenie o Holokauście w pierwszych latach po II Wojnie Światowej). Ludzie dotknięci traumą mogą ulec też kolektywnemu odrętwieniu (cała społeczność traci nadzieję, biernie czeka na „ocalenie”, nie podejmuje już żadnych wysiłków w kierunku poprawy swojej sytuacji), kolektywnej reakcji walki lub ucieczki.  To zatem, co w odpowiedzi na pojedynczą traumą indywidualne, w przypadku masowej tragedii zostaje powielone przez cała dotknięta traumatycznym zdarzeniem społeczność (Peter Levine nazwał to „kolektywnym układem nerwowym”).

Jak wesprzeć siebie (lub innych) w przypadku traumy kolektywnej?

Trauma kolektywna przydarza się społecznościom, zdrowienie po niej powinno więc również dziać się W i POPRZEZ społeczności. Najważniejsze dla osób dotkniętych taką traumą będzie zatem podtrzymywanie, odbudowa i sięganie po więzi z innymi ludźmi, spotkania i działania w grupie, regularne i uczciwe rozmowy, o tym co się stało. Nie zawsze po traumie kolektywnej potrzebujemy psychoterapii, tym jednak, co pomoże nam szybciej dochodzić do siebie jest wsparcie społeczne. Alicia Libermann nazwała to „symfonią wsparcia”, czyli otoczenie takich osób wsparciem lokalnego środowiska i psychoterapeutów (kładąc jednak większy nacisk na to pierwsze). 

Borys Cyrulnik, w swojej wspaniałej książce „Ratuj się, życie wzywa” (recenzowałam ją dla Was tu) napisał, jak ważne dla osoby po traumie jest spójność jej historii z historiami osób wokół, które również ją przeżyły. „Naiwnie wierzyłem, że traumę da się wyjaśnić wojną. – pisze Cyrulnik Dziś zastanawiam się, czy fakt, że musiałem milczeć, gdy nastał pokój, nie zadał mi głębszych ran.” Tabuizowanie traumy kolektywnej spycha ją do społecznościowego podziemia (wyłaniając się z niego w najmniej spodziewanych momentach), zdrowienie po niej dzieje się zaś poprzez otwarte rozmowy o piekle, którego doświadczyliśmy. Otoczenie kolektywnego chaosu sensem możliwe jest jedynie w społeczności, rozmiary traumy kolektywnej przekraczają bowiem możliwości zmetabolizowania jej przez pojedynczy układ nerwowy.

Wspierając osoby po traumie kolektywnej warto też zadbać o uświadomienie ich, że udało im się traumatyczne zdarzenia przetrwać. Zdarzenia te –  choć na poziomie poznawczym postrzegane są przez nas jako zakończone – na poziomie emocjonalnym i somatycznym odbierane są przez nasz mózg jako toczące się nadal (o traumie i pamięci chcę Wam również kiedyś napisać więcej). Częścią terapeutycznej pracy nad traumą – a szczególnie tak dezorganizującym jej przejawem jak trauma kolektywna – jest wsparcie osób, które przez nią przeszły w uświadomieniu sobie, że ten koszmar jest już za nimi. „Przetrwałeś” – to jeden z najważniejszych komunikatów w terapii traumy kolektywnej. 

Wspierając osoby po traumie kolektywnej zadbajmy też o odbudowanie ich poczucia ciągłości, przewidywalności, stabilności oraz łączności z ich życiem poprzedzającym traumę. „Nie jesteś tylko osobą z doświadczeniem uchodźczym, jesteś mężczyzna, księgowym, synem Marii, obywatelem Europy etc.”, „czy możesz opowiedzieć mi co lubiłeś jeść w dzieciństwie, a co lubisz jeść nadal?”, „jakie słowa najbardziej opisują ciebie?”, „jak możesz zbudować w swoim życiu choć namiastkę tego, jak wyglądało twoje życie przed wojną/powodzią/epidemią?”, „co potrafisz? co jest twoją mocną stroną? czego mogłabym się od ciebie nauczyć?” – to tylko kilka pytań, które mogą stać się pretekstem do takich wsparciowych rozmów. 

„Jeżeli kwintesencją traumy jest to, że przeszłość jest zawsze obecna – że wczorajsze wydarzenia nieustannie wkradają się w dzisiejsze myśli – wówczas jednym ze sposobów na zredukowanie wpływu negatywnych doświadczeń z dzieciństwa jest jak najskuteczniejsze oddzielenie przeszłości od teraźniejszości” – przeczytacie w niezwykłej książce o traumie rezyliencji „Supernormalsi”. Praca z trauma kolektywną to praca nad granicami, pełniejszym poczuciu swojej odrębności, ale też przynależności. To praca i trudna i piękna, niezwykle nam w XXI wieku potrzebna. Trzymam za Was – zdrowiejących po takiej traumie i wspierających osoby, które przez nią przeszły – mocno kciuki <3.

Sabina

Zachęcam Was również do uzupełnienia treści tego artykułu moim dawnym tekstem „Jak przeżyć piekło?”

Tu wywiad ze mną o tym, jak nauczyciel może wspierać uczniów na okoliczność toczącej się za nasza granicą wojny.

https://ul.odnpoznan.pl/rozmowa-z-sabina-sadecka-o-tym-jak-odnalezc-sie-w-trudnym-czasie

Nagrałam też dla Was trzy odcinki mojego podcastu o traumie kolektywnej, zapraszam do odsłuchania:


Dodaj komentarz

*
*