Dlaczego trauma sprawia, że tak trudno jest ci ruszyć z miejsca?

“Niektórzy pacjenci przechodzą kryzys tożsamości, kiedy mają dobre samopoczucie. Przez długi czas czuli się tak zdołowani lub bezwartościowi, że nie rozpoznają siebie, kiedy zaczynają uznawać swoje znaczenie”

Hilary Jacobs Handel (2018), Niekoniecznie depresja. WUJ.

„Paradoksalnie, osoba dewaloryzująca siebie zajęta jest głównie sobą. Rany psychologicznego cierpienia pochłaniają energię człowieka, uniemożliwiając mu odejście od ciągłego zajmowania się własnym Ja”.

Muriel James, Dorothy Jongerward, „Narodzić się, by wygrać”

Plecak, którego nie chcemy nieść

Codzienne funkcjonowanie z konsekwencjami psychologicznej traumy przypominać może podróżowanie z 30-kilowym plecakiem pełnym rzeczy, których nie potrzebujemy,  jednak nie mamy zupełnie pomysłu, jak ten przykry psychologiczny balast zdjąć ze swoich pleców (ani też na to jak te ciężkie przedmioty się w tym plecaku znalazły). W pewnym momencie zaczynamy też ten plecak – pełen trudnych emocji, myśli, nawyków i utrudniających nam funkcjonowanie odczuć z ciała – traktować jak część nas, myśląc o sobie: „taki mam po prostu charakter”, „jestem leniwa”, „jestem zbyt mało lotny”, „nie nadaję się”, „coś jest ze mną nie tak”. 

Często to właśnie jednak przez pryzmat doświadczonej traumy możemy zrozumieć, co tak naprawdę stoi za naszym utknięciem, „lenistwem”, czy chronicznym zmęczeniem. Wiedza o naszym układzie nerwowym może dzięki temu pozwolić postawić granicę między naszym charakterem a skumulowanymi konsekwencjami traumatycznego zdarzenia. Zapraszam Cię do lektury tekstu, w którym pozwalam zrozumieć, jak to co nam się trudnego przydarzyło może skutecznie i chronicznie ograbiać nas z energii. 

Układ nerwowy, który bawi się z nami w chowanego

Trauma to zdarzenie, sytuacja lub relacja, która przyszła do nas za wcześnie, zbyt intensywnie i zbyt szybko. By zatem z tej przeciążającej sytuacji wyjść cało (choć nie bez wewnętrznych blizn), nasz układ nerwowy potrzebował stępić sobie nieco naszą zdolność do odczuwania tego, co się w nas w odpowiedzi na traumatyczne zdarzenie obudziło. Wiele naszych wewnętrznych przeżyć zostaje – niemal automatycznie – przez nasz układ nerwowy ocenzurowanych i pokawałkowanych, byśmy się pod ich naporem zupełnie nie załamali. 

Wszystko to nasz układ nerwowy załatwia w oka mgnieniu i bez naszej wiedzy. Nie wiemy, że nie czujemy. Nie wiemy też, czego nie czujemy. Nasza własna psychika bawi się z nami samymi w chowanego. Zjawisko to, zwane dysocjacją, pozwala nam – pomimo doświadczonej traumy – funkcjonować w miarę sprawnie, kosztuje jednak nasz układ nerwowy ogrom energii. Blokowanie czucia i kawałków wspomnień to bowiem praca na pełen etat, ba! to praca na cały nasz czas spędzony na jawie (bywa, że właśnie we śnie przebija się to, co nie może zostać świadomie postrzeżone). Energia, którą moglibyśmy kierować ku eksplorowaniu świata, kierowana jest ku wewnętrz. Przestajemy eksperymentować, ryzykować, wprowadzać w swoje życie cokolwiek nowego. Blokowanie czucia staje się naszym niezauważalnym nawykiem, trudnym do rozpoznania automatyzmem. Nasz oduczony czucia ekscytacji układ nerwowy robi zaś wszystko, by ochronić nas przed czymś, co mogłoby sprowokować najmniejszy ból. Wycofujemy się z nowych aktywności i okopujemy się w swoim utknięciu coraz bardziej. 

Tłumienie doznań to jednak tylko część potraumowej układanki. Są w nas emocje, które zostały stłumione, są jednak i takie, które towarzyszą nam w naszym potraumowym życiu permanentnie. Czujemy się chronicznie czymś zawstydzeni albo poddenerwowani, sfrustrowani, zdezorientowani… Taka stale grająca nam w tle naszej psychiki emocjonalna melodia ograbia nas z energii jeszcze bardziej. Tracimy przez nią zdolność do doświadczenia spokoju, relaksu, satysfakcji. Nasz układ nerwowy – ciągle zmobilizowany i zaabsorbowany –  rozregulowuje się najmniejszymi bodźcami: spóźnieniem na autobus, niewinną uwagą od współpracownika, przejęzyczeniem w rozmowie. Łatwiej wybuchamy, łatwiej załamujemy się, a w efekcie też łatwiej doprowadzamy samych siebie do wyczerpania. Tworzymy sami dla siebie toksyczne środowisko wewnętrzne, pełne niewypowiedzianych oskarżeń, lęków i rozczarowań. Im zaś więcej takiego wewnętrznego zamieszania, tym mniej witalności i nadziei na zmianę.

Warto też dodać, że doświadczona trauma to nie tylko kwestia emocji i wspomnień. Trauma zapisuje się również w naszym ciele w  postaci mapy chronicznych napięć i obniżeń tegoż napięcia (jeśli gdzieś jest za dużo, ciało musi gdzieś dać nam za mało). To permanentne zmobilizowanie ciała, które nie jest naszemu ciału do niczego potrzebne (jest tylko pozostałością nieukończonej reakcji na traumę) kosztuje nas całe tony energii, której zasoby, jeśli nie są odnawiane, mają prawo się skończyć (i której to energii zaczyna nam brakować na inne życiodajne obszary). Napięciom tym towarzyszy częste jako konsekwencja traumatyzacji wstrzymywanie oddechu i tężenie. Im płycej i rzadziej oddychamy, tym mniejszy mamy dostęp do witalności. I tu koło trauma-ciało-energia się zamyka.

Poświęć teraz kilka minut na prześledzenie niemego spektaklu, który odbywa się teraz (właśnie teraz!) w środku Ciebie samego. Zobacz jakie emocje i nastroje wysuwają się na plan pierwszy na Twojej osobistej scenie, a jakie tak mocno schowały się, że zupełnie ich nie dostrzegasz. Pamiętaj, że często te najbardziej wyraziste emocje przykrywają te najtrudniejsze do zauważenia (rozdrażnienie np. często ma za zadanie odwrócić naszą uwagę od lęku).

Zatrzymaj swoją nieoceniającą uwagę również na Twoim ciele. Gdzie czujesz napięcie, a gdzie wręcz przeciwnie – nie czujesz swojego ciała w ogóle? Jak stare są napięcia, które czujesz? 

Jak właśnie teraz oddychasz? Jaką opowieść opowiada właśnie teraz Twój oddech? Jak stara jest ta historia?

Przekonania, które zacementowują nas w jednym miejscu 

Trauma wpływa wpływa też znacząco na nasz sposób myślenia o sobie. Im bardziej destabilizujące nasze funkcjonowanie przeżycie, tym silniejsza potrzeba ujęcia go w słowa, kategorie i etykiety. Nie możemy przecież cofnąć czasu, ale możemy ułożyć system znaczeń, w którym poczujemy się znów bezpiecznie (bezpiecznie wcale jednak nie oznacza zawsze czegoś dobrego dla naszego dobrostanu): „Przed wypadkiem byłam szczęśliwa”, „po takiej stracie nigdy nie wróci się do poprzedniego spokoju”, „ta relacja zmieniła mnie NA ZAWSZE”.

Jesteśmy – jako gatunek – napędzani znaczeniami i to one właśnie będą ogniskować naszą uwagę i energię. Jeśli postrzegamy traumę jako „niesprawiedliwość”, możemy intensywnie skanować swoje otoczenie w poszukiwaniu przejawów dalszych niesprawiedliwości. Jeśli doświadczoną lata temu przemoc nasz umysł skategoryzował jako „uszkodzenie mnie”, możemy tak właśnie budować obraz siebie, jako „osoby, której czegoś brakuje”, „wybrakowany egzemplarz”.

Bywa też że w konsekwencji traumy popadamy w cynizm, katastrofizm, chroniczne rozczarowanie sobą i światem. I choć wydaje się to zupełnie nielogiczne, nasz umysł (a tym samym i nasz układ nerwowy) może się w tych kategoriach czuć najbezpieczniej i stać na straży utrzymania takiego właśnie sposobu myślenia. Gdybyśmy bowiem zaczęli o swoim życiu myśleć inaczej, w sposób bardziej otwarty i ufny, może narazilibyśmy się ciut bardziej na powtórkę traumy, a do tego na pewno nasz układ nerwowy nie chce dopuścić (chodzi oczywiście o lęki, nie o realne zagrożenie).

Przekonania są naszym życiodajnym napędem lub – wręcz przeciwnie – naszym egzystencjalnym hamulcem. Te najsilniejsze, najmocniej rozgałęzione, najbardziej nas w życiu zabezpieczające, mogą – podobnie jak opisane powyżej emocje i doznania z ciała – istnieć w naszym umyśle i wpływać na nasze życie w sposób zupełnie nieuświadomiony. Im sztywniejszy nasz sposób myślenia o sobie, im mniej służący naszej witalności, tym nasze życie coraz bardziej zawęża się i kurczy (bywa że i do rozmiarów łebka od szpilki, jak mówiłam Wam kiedyś na jednym z webinarów :)). Proces wydobywania ich na światło dzienne bywa mozolny i często wymaga długotrwałej i konsekwentnej asysty – terapeuty, mentora, trenera, przyjaciela… 

Ponownie zatrzymaj się w czytaniu i przekieruj uwagę na siebie samego/ą. Spróbuj złapać myśli, które krążą Ci po głowie po przeczytaniu tego, co powyżej. Pozwól też sobie odpowiedzieć na pytanie: „Czy uznaję świat za bezpieczne miejsce?”, „czego wypatruję w moim świecie (swoich lub cudzych potknięć, sukcesów, wysiłku czy raczej lekkości)?”, „jakim zdarzeniom w Twoim życiu nadaję największe znaczenie?”, „jakim momentom mojego życia pozwoliłem siebie pozytywnie lub negatywnie zdefiniować?”

„Jakie moje przekonania o mnie mnie dociążają?” „Jakie nadają mi więcej lekkości?” Z którymi z tych przekonań mam najbliższą relację? Jaka posłużyłaby mi najlepiej?

Droga w stronę lekkości

Zanim zatem pozwolimy, by uwiodła nas nasza własna ociężałość, poświęćmy moment na to, by zbadać jej funkcję w naszym życiu. Pozastanawiajmy się (i to nie przez chwilę lub dwie, ale poświęćmy tej refleksji uczciwy kawałek naszego czasu), co mogło sprawić, że witalność jest dla naszego ciała zagrożeniem. Szukajmy w naszym zachowaniu i w naszym ciele wysp witalności, których nie dotknęła nasza trauma. Zapraszajmy witalność do naszego życia częściej i częściej. I częściej.

Nie bojkotujmy i nie odcinajmy się od naszego zmęczenia. Napięcie wokół naszego odrętwienia sprowokuje tylko więcej odrętwienia. Potraktujmy swoje chroniczne zmęczenie jako zaproszenie do swojego wewnętrznego świata, do tajemnic, które już nie muszą aż tak mocno być chronione.

Jesteśmy czymś więcej niż nasze zmęczenie. I czymś dużo więcej niż nasze utknięcie.

Życzę Wam wspaniałych poszukiwań tego „więcej”.

Sabina Sadecka


  1. Kasia pisze:

    Wspaniały tekst, bardzo poruszający – dziękuję – dający nadzieję, nadający sprawczość… już od tu i teraz..

  2. Barbara pisze:

    Wielkie dzięki za DOBRO, które wylewa się z tego tekstu obficie

  3. Marta pisze:

    Dziękuję, piękny optymistyczny tekst. Ja wierzę, ( wiem), że energia traumy może być zamieniona w energię życia.

Dodaj komentarz

*
*