Co to tak naprawdę oznacza „pracować nad sobą” w trakcie psychoterapii?

 „Co tak naprawdę oznacza „pracować na terapii”? Jestem w psychoterapii kolejny miesiąc i nie widzę efektów. Może za mało w tej terapii „pracuję”. Albo po prostu nie wiem co ta „praca” miałaby oznaczać?” – takie pytanie dostałam od jednej z moich czytelniczek.

Poniżej znajdziecie kilka moich refleksji i pytań do rozważenia wokół tego arcyważnego tematu: Czym jest wkład klienta w sukces jego własnej terapii? Jak się we własnej psychoterapii nie rozleniwić? Jak nie odpuścić sobie swojej własnej terapii? Po czym poznać, że jest mnie w mojej własnej psychoterapii za mało?

***

Zanim przejdziemy dalej, zatrzymam się jednak na moment nad samym zwrotem „praca nad sobą”, które może nas nieco wprowadzać w błąd. Słowo „praca” sugerować może bowiem odizolowany, jednostkowy wysiłek klienta nad poprawą swojego funkcjonowania. Tymczasem psychoterapię widzę bardziej jako „współpracę” (wysiłek zespołowy). Klient potrzebuje terapeuty, by wyjść poza automatyzmy w myśleniu i działaniu, które trudno mu samodzielnie dostrzec lub pokonać. Terapeuta zaś, choć wiele od niego w terapii zależy, nie ma żadnej mocy sprawczej nad życiem klienta. Może on jedynie stworzyć – dostosowaną do potrzeb i możliwości klienta – przestrzeń do pogłębionej refleksji i ćwiczenia nowych umiejętności. To, w jaki sposób klient zagospodaruje tę przestrzeń, leży już jednak zupełnie poza wpływem terapeuty.

Efekty współpracy klient-terapeuta zależą – w moim rozumieniu – przede wszystkim od dwóch ważnych czynników:

– jakości kontraktu między stronami;

– jakości relacji między nimi. 

Kontrakt w psychoterapii pozwala obu stronom ustalić, co zależy od jednej i od drugiej strony tej współpracy. Te wzajemne zobowiązania powinny być zakomunikowane przez psychoterapeutę na samym początku Waszej pracy i wspólnie z Tobą przedyskutowane. Możesz jednak zawsze, na dowolnym etapie terapii (nawet na kolejnej sesji), dopytać, co tak naprawdę jest Twoim zadaniem w Twojej własnej psychoterapii.

Dodam też od razu, że nie da się zobowiązań stojących po stronie klienta opisać w sposób uniwersalny, gdyż w każdym nurcie psychoterapii inaczej widzi się zaangażowanie klienta w jego kawałek „pracy”. Posłużę się tutaj własnym przykładem. Odbywam od dwóch lat szkoleniową psychoterapię w nurcie Somatic Experiencing (SE) i moim zadaniem podczas każdej sesji jest skupianie się na moich doznaniach z ciała, spadkach i zwyżkach energii, przychodzących do mojej wyobraźni obrazach (przy niemal całkowitym ignorowaniu słownych narracji, jakie chciał wyrzucić z siebie mój umysł). Podczas moich regularnych sesji psychoanalizy zaś moim wkładem w terapeutyczną pracę jest zapraszanie do gabinetu nie tylko tej „świetnie-sobie-radzącej-z-wszystkim-części-mnie”, ale też części mnie zagubionej i wystraszonej (to bardzo zresztą trudna część mojej współpracy ;)). Kolejnym moim kawałkiem zaangażowania jest w tej terapii dzielenie się swoimi snami i fantazjami, skojarzeniami, które pojawiają się w mojej głowie PO sesji. 

Relacja terapeutyczna to kolejny aspekt dobrej terapeutycznej (i każdej zapewne) współpracy. Ważne pytania do zadania sobie, by przyjrzeć się jej jakości to między innymi:

Czy ufam swojej terapeutce? Czy istnieje szansa, że z czasem otworzę się przed nią? Czy czuję, że mój terapeuta stoi po mojej stronie? Czy terapeuta potrafi się do mnie dostroić (i dostroić ponownie, gdy się w swoim kontakcie rozstroimy)? Ale też… Czy mój terapeuta może mieć poczucie, że mu ufam? W jaki sposób ja buduję naszą relację? Czy relacja z terapeutką to coś, czemu poświęcam swoją uwagę? Czy jestem w stanie od swojego terapeuty cokolwiek przyjąć? Czy czuję się w terapii bezpiecznie, ale nie za bezpiecznie (słowa Pat Ogden)? Czy przychodzę do mojej terapeutki jedynie po uczucie ulgi, czy może jednak również po zmianę?

I tak, wiem, możliwe, że pojawiłeś/aś się na terapii właśnie dlatego, że relacje nie są Twoją najmocniejsza stroną lub po prostu przeraźliwie się ich boisz. Pamiętaj jednak, że dobra relacja terapeutyczna to coś co się robi, a nie coś, co koniecznie dostajemy w pakiecie wraz z terapeutą. Innymi słowy: pewnie trochę czasu zajmie Tobie/Wam budowanie zaufania i zaangażowania w tej relacji. Bardzo duża część „robienia” dobrej terapeutycznej relacji leży oczywiście po stronie terapeuty, ale i Ty masz w niej swój udział.

Sprawdź zatem koniecznie, co kryje się za Twoim (ewentualnym) brakiem zaufania do terapeuty. I czy nie spoglądasz na niego poprzez bardzo stare, lekko „zabrudzone” soczewki?

Czy to jak opisuję sobie terapeutę wpasowuje się w moją opowieść o innych osobach w moim życiu? Jeśli mu/jej nie ufam, to co stoi za tym brakiem zaufania? Czy jestem w stanie wnieść moje relacyjne rozterki, wątpliwości, lęki do gabinetu terapeuty i o nich opowiedzieć? Czy moja relacja z terapeutą ewoluuje czy pozostaje taka sama, jak na początku naszej pracy? Czy i gdzie utknęłam w swojej relacji z terapeutą?

Jeśli za brakiem zaufania do terapeuty niekoniecznie stoi… terapeuta, może warto dać Waszej wspólnej pracy jeszcze jedną szansę.

***

Poza jasnością kontraktu terapeutycznego i jakością relacji terapeutycznej jest jeszcze jednak kilka rzeczy, które – stoją po Twojej stronie – i mogą wpływać pozytywnie na przebieg Twojej psychoterapii. Zapraszam Cię do przyjrzenia się im z uczciwością i czułością do siebie. To nie sprawdzian Twojego zaangażowania, to raczej lista, która ma Ci pomóc złapać to, gdzie sam sobie stawiasz przeszkody na drodze ku pełniejszemu skorzystaniu z psychoterapii.

I jeszcze jedno: nie bierz na swojej terapeutycznej drodze na siebie za dużo. Nie bądź swoim własnym terapeutą. Poniższa lista nie służy bowiem przyjęciu na siebie obowiązków terapeuty, służy za to pełniejszemu zrozumieniu, jak możesz najlepiej skorzystać z psychoterapii (a to diametralna różnica!).

A zatem, zaczynamy!

1. Czy dbam o strefy buforowe przed i po psychoterapii? Czy pozwalam sobie wejść łagodnie w klimat sesji, czy raczej pędzę na nią zawsze spóźniona i wybiegam z niej w kolejne zadania? Czy pozwalam sobie przed i po sesji być w przestrzeni offline? Czy udaję mi się pobyć z liniami, jakie zarysowały we mnie słowa terapeutki i moje własne (te wypowiedziane i nie) i nie uciekać od nich za szybko w obowiązki, rozmowy telefoniczne, internet?

2. Czy pozwalam psychoterapii zająć moje myśli również między sesjami? Czy pamiętam następnego dnia (tygodnia), czego dotyczyła moja sesja? Czy sesje skłaniają mnie do dalszych rozmyślań, delikatnych (lub dużych) zmian w moim życiu, rozmów z bliskimi?

3. Czy pozwalam sobie być na terapii zranialnym/ą? Czy mówię na terapii o tym, czego się wstydzę? Czy terapia jest przestrzenią, w której pozwalam sobie – małymi krokami (lub nie) – na bycie autentycznym? Czy terapeutka ma szansę zobaczyć kawałek mojego wewnętrznego bałaganu, czy raczej jedynie tę część mnie, którą najłatwiej mi wyeksponować?

4. Czy pozwalam sobie głośno nie zgodzić się z terapeutą? Czy naprowadzam go na dobry tor, gdy jego ramy widzenia mnie rozmijają się z moim doświadczeniem? Czy moje opowieści, komentarze, pytania – pozwalają terapeucie zobaczyć mnie pełniej?

5. Czy pozwalam sobie przyznać mojej terapeutce rację, nawet gdy to co mówi dotyka najboleśniejszych ran?

6. Czy terapia jest przyczynkiem do ruchu i zmiany w moim życiu? Czy pozwalam sobie – pod wpływem terapii – robić rzeczy inaczej, mówić do ludzi (i do siebie) inaczej, myśleć inaczej?

7. Czy daję sobie na terapii przestrzeń na niewiedzenie? Czy też może od razu przeskakuję do szybkich wniosków i niezaprzeczalnych prawd? Czy w poszukiwaniu swojej drogi, udaje mi się czasem trafić na bezdroże (i nie uciekać z niego za szybko)?

8. Czy w moim myśleniu w trakcie psychoterapii uruchamiam całą paletę barw czy raczej towarzyszy mi w niej czarno-białe myślenie? Czy jestem w stanie w terapii choć na moment odroczyć oceny, pogardę, litość etc. do siebie?

(Pamiętaj też, że niezależnie od skali twojego cierpienia, przynależysz do terapii wraz z całym Twoim wewnętrznym pogmatwaniem („nie Ty minus Twoje cierpienie, ale cały Ty”, jak usłyszałam kiedyś na warsztacie Kelly’ego Wilsona).

9. Czy potrafię aktywnie śledzić automatyzmy działania, do jakich zaprasza mnie moje własne doświadczenie? Czy potrafię wskazać, jak długą historię mają moje najbardziej wpędzające mnie w kłopoty reakcje? Czy potrafię zauważyć moment, w którym panowanie nade mną przejmuje bardzo stary mechanizm działania? Czy zdarza mi się zadawać pytanie „czy to, co teraz robię na pewno mi służy?”.

10. Czy potrafię podczas terapii (i nie tylko) mieć kontakt nie tylko ze swoją głową, ale też ze swoim ciałem, ze swoimi emocjami, swoimi wyobrażeniami i wspomnieniami? Czy informacjami z tych pozaintelektualnych kanałów wiedzy o sobie dzielę się ze swoim terapeutą?

11. Czy traktuję na poważnie zalecenia terapeutki odnośnie czasu między sesjami („zadania domowe”, tematy do refleksji, zalecenia dotyczące konsultacji z innymi specjalistami)? Jeśli zaś nie mam gotowości do wykonania zaleceń terapeutki, to czy mówię o tym jasno i wyraźnie i współpracuję w zakresie zadania, które będzie łatwiejsze dla mnie do wykonania/wdrożenia?

12. Dodaj swoje własne pytanie… Myślę, że w głębi serca możesz wiedzieć najlepiej, gdzie mogłoby Cię w Twojej własnej terapii więcej. Albo gdzie mogłoby Cię być mniej, by w Twojej terapii mogło być Ciebie więcej.

Pamiętaj, że jesteś w środku procesu psychoterapii, a nie na jego obrzeżach. To właśnie Ty dostarczasz w terapii najwięcej informacji, które mogą pomóc terapeucie dostosować terapię do Ciebie i Twoich potrzeb (a jedno jest pewne, przed Tobą Twój terapeuta nigdy nie miał na terapii kogoś takiego jak Ty). 

Nie każda psychoterapia kończy się sukcesem. Ta jednak, w której nie będziecie Ciebie, na pewno skończy się dla Ciebie nie tym, czego oczekiwałeś.

Życzę Ci w Twojej psychoterapii przepięknego czasu odkrywania siebie i tego, co najbardziej Ci służy!

Sabina

Zapraszam Cię serdecznie do uczenia się ze mną psychoterapii i psychologii.

Zajrzyj też na mój Instagram, Facebook lub Spotify.


Dodaj komentarz

*
*